Jeśli regularnie lub chociażby z doskoku zdarza się Wam czytać moje teksty (lub oglądać filmy) to wiecie, że staram się unikać pisania o sprzęcie. Sprzęt za nas ryby nie złowi i najlepsza wędka czy przynęta „nie da” nam ryby, jeśli nie będziemy wiedzieli gdzie łowić. Są jednak sytuacje, w których muszę napisać kilka słów o sprzęcie  – chociażby dlatego, że najwięcej pytań od czytelników / widzów dotyczy wędek, kołowrotków czy przynęt…
Postanowiłem opisać dwie gumy ze stajni Berkleya, które od końca ubiegłego roku są w sprzedaży w naszym kraju. Na pierwszy ogień idzie Sick Flanker, a drugą przynętę opiszę niebawem.

We Flankera uwierzyłem już przy pierwszym spotkaniu. Zanim te gumy trafiły na półki sklepowe, podstępnie udało mi się rozszabrować kilka sztuk od znajomego przedstawiciela firmy Berkley. Żadne naciągactwo czy wyłudzanie – ot dosłownie kilka sztuk, aby tylko przetrwać jesienne miesiące…
Uwierzyłem w niego z prostego i być może trochę banalnego powodu. Spodobał mi się jego szeroki kształt, trochę przypominający kształt krąpia. Każdy łowca wiślanych sandaczy wie, że te drapieżniki z chęcią atakują krąpie i niewielkie leszczyki, a nie tylko smukłe uklejki i kiełbie. Wielu wędkarzy w swoich pudełkach z sandaczowymi przysmakami ma poupychane wyłącznie gumy smukłe i o wąskiej pracy ogonka, a to moim zdaniem błąd. Szersza praca i krąpio-podobny kształt gumowych wabików również są skuteczne i bywają sytuacje, gdy takie gumy biją na głowę sandaczowe „klasyki”.

Pierwszy wypad nad wodę z Flankerem na agrafce zaliczyłem jesienią, jednak sandacze z Czorsztyna grymasiły i poza kilkoma króciakami nic ciekawego się nie wydarzyło. Później jednak zabrałem te gumy na Wisłę i już pierwszy dzień przyniósł mi fajną rybę. Wiślany zbój z wielką agresją – jak przypada na jesiennego sandacza z wielkiej rzeki, przyładował w prowadzonego na napływie kamiennej rafy, seledynowego Flankera. Czas najwyższy, bowiem zdążyłem urwać w tym miejscu już kilka tych wabików. Tego dnia poprosiłem znajomego aby „wysłał posiłki” i już pod koniec tygodnia miałem spory zapas Flankerów. W paczce znalazłem również pozostałe rozmiary tej gumy, czyli 14 i 20 centymetrów, w różnych kolorach. Byłem w raju…

Mój pierwszy sandacz(yk) na Flankera. Tego dnia kompletnie nie brały…

Nadszedł czas poszukiwań jesiennych sandaczy z Wisły…

…i już pierwszy rejs kończy się sukcesem.

Do końca sezonu złowiłem jeszcze kilka wiślanych sandaczy, choć na Flankera skusiły się trzy ryby. W myśl zasady „duża guma, duża ryba” uparcie katowałem wodę rozmiarem 14 centymetrów, a i tak największy z sandaczy połakomił się na Flankerka o długości 10 centymetrów. Za to branie było tak atomowe, że niemal wyrwało mnie z pepegów. Z kolei na „czternastkę” siadły mi dwa sandacze w rozmiarze…. nazwijmy to – aspirującym do średniego. Ponadto było kilka pstryków i niewciętych brań, były też jakieś spady. Jak na mazowieckie standardy nie najgorzej.

Duża ryba, na stosunkowo małego Flankera.

Średniaczek na „czternastkę” w perłowym kolorze.

Pisząc ten tekst naszła mnie myśl, że Flanker 10cm i 14cm to trochę dwie różne przynęty. Pierwsza jest stosunkowo niewielka i w wodzie może naśladować małą rybkę, natomiast druga – mimo, iż różni się tylko czterema centymetrami, wydaje się już sporą gumą. Zwłaszcza w wodzie. „Dziesiątka” figlarnie przemyka pod powierzchnią, ale „czternastka” robi już niezłe zamieszanie. Spory ogon tej gumy nie wychyla się przesadnie na boki, jednak wprowadza w kolebiące ruchy całą przynętę na tyle mocno, iż bez problemu widzę jej pracę…na szczytówce wcale nie finezyjnej sandaczówki. Pod powierzchnią wody wygląda na więcej, niż owe 14cm. Od kilku sezonów lubię łowić sporymi gumami, więc ten rozmiar podpasował mi najbardziej, chociaż „dziesiątka” też ma swoje miejsce w moim pudełku.
Tu muszę wspomnieć o tym, że łowiąc w rzece musimy odpowiednio dostosować rozmiar i wielkość (oraz pracę) gumy do konkretnej miejscówki. Wcześniej napisałem, iż największy z zeszłorocznych sandaczy złowionych na Flankera jak na złość skusił się na „dziesiątkę”, a nie „czternastkę”. Dlaczego? Bo akurat w tym miejscu nie było szansy aby odpowiednio zaprezentować ten większy model gumy. Tam gdzie spodziewałem się sandaczowego brania nie było głęboko (około 2,5 metra), jednak nurt był stosunkowo silny i aby dziesięciocentymetrowy Flanker skakał po dnie, musiałem uzbroić go główką jigową o masie 25 gramów. Gdybym chciał w tym miejscu poprawnie zaprezentować większy rozmiar tej przynęty, musiałbym założyć co najmniej 40 gramów ołowiu. Większa guma stawia w wodzie większy opór przez swoje gabaryty, ale ma również mocniejszą pracę. Łowiąc w rzece pamiętajcie, że Flanker w rozmiarze 14cm fajnie spisuje się w spokojnej, wolno sunącej wodzie (np. na moich ulubionych przykosach czy burtach z grubą, ale wolną wodą), jednak w rwącym nurcie lepiej zadziała „dziesiątka”.

Jesienią staram się skoncentrować na przynętach odrobinę większych.

Na początku tego sezonu wpadły w moje łapy również mniejsze Flankery, o długości 6 oraz 8 centymetrów. Szczerze przyznam, że „szósteczkami” nie łowiłem, jednak „ósemki” zabrałem do Szwecji z myślą o okoniach. Już na pierwszym wyjeździe nad jezioro Tynn małe Flankery otworzyły przysłowiowy worek z okoniami. „Ósemka” ma pracę podobną do „dziesiątki” – sprytnie przemyka w toni, nerwowo merdając ogonkiem. Na tym wyjeździe złowiliśmy naprawdę sporo okoni, w tym kilkanaście 40+. Garbusy z chęcią atakowały gumy, a brania były tak agresywne, że ryby rozerwały mi kilka małych Flankerów na strzępy. Skuteczność tych gum potwierdziły potem okonie z innego jeziora, na kolejnym z wyjazdów.

Flankery w okoniowych rozmiarach są naprawdę skuteczne podczas łowienia garbusów.

Ryby żarły tak agresywnie, że rozszarpywały gumy na strzępy!

Kolejny garb 40+, tym razem na Flankera w kolorze Brown Bleak.

Miłośnicy szczupaków również znajdą coś dla siebie. Opisywana wcześniej „czternastka” jest atrakcyjną przekąską dla esoxów, choć nie zdziwmy się, gdy będą do niej startować również ryby niewielkie. Jeśli preferujecie większe przynęty, to zdecydowanie polecam Flankera w rozmiarze 20 centymetrów! To już kawał gumiszcza choć w porównaniu z innymi gumami w tym rozmiarze, wcale nie jest to masywny gigant. Flanker jest gumą wąską (ale jednocześnie….nazwijmy to – „wysoką” lub „wygrzbieconą”), dzięki czemu nie waży przesadnie dużo. Pracę „dwudziestki” można chyba określić jako szczupakowy klasyk, czyli szeroka praca korpusu, wyraźne zamiatanie ogonem, powoli i majestatycznie. Jestem przekonany, że jest to bardzo ciekawa propozycja dla miłośników łowienia szczupaków.

Mój pierwszy szczupak na „dwudziestkę”. Niestety byłem sam na łódce i nie miał mi kto zrobić zdjęcia.

Muszę wspomnieć, iż Flankery zrobione są z mocnego i wytrzymałego silikonu. Nie zdarzają się tu sytuacje, gdy guma zsuwa się z główki jigowej podczas rzutów czy zacięć aż do chwili, gdy nie rozszarpią jej drapieżniki. Drugą sytuacją o której muszę wspomnieć jest to, iż Flankery są wąskie na całej długości, również przy „głowie” przynęty. Musimy pamiętać, aby nie zakładać ich na główki jigowe z szerokimi pierścieniami, które teoretycznie mają zapobiegać zsuwaniu się przynęt. Przy Flankerze nie jest to potrzebne, a nawet jest nie wskazane! Szerokie, ołowiane pierścienie rozrywają wąską gumę od strony „głowy”. Ja stosuję albo główki jigowe wyposażone jedynie w jeden, ołowiany „haczyk”, albo główki z drucianym zaczepem.

Nie polecam zakładania Flankerów na główki jigowe z szerokimi kołnierzami. Silikon jest wytrzymały ale sama przynęta wąska.
Z kolei rozerwanie przy łuku kolankowym haka jest efektem brania sandacza, którego zdjęcie widzicie w nagłówku tego artykułu.

Często prosicie w komentarzach, abym podawał rozmiary haków, jakimi zbroję poszczególne przynęty. Z okoniowymi wielkościami na pewno każdy da sobie radę sam, więc skupię się na Flankerach od 10 centymetrów w górę. „Dziesiątkę” zakładam na hak 4/0 lub 5/0 (oba rozmiary są dobre, więc wybieram ten, który akurat mam pod ręką) i jest to na tyle niewielka guma, że nie stosuję żadnych dozbrojek. Z kolei „czternastka” wydaje się sporo większa i masywniejsza, więc tu sięgam po główki na hakach 6/0 lub nawet 7/0. Po pierwsze ze względu na długość samej przynęty, po drugie ze względu na jej….”wygrzbiecenie”. Łuk kolankowy haka musi być proporcjonalny do wielkości gumy i mniejszy niż 6/0 nie będzie najlepszym rozwiązaniem. W wypadku Flankera o długości 14 centymetrów stosuję dozbrojki w postaci kotwiczki dowiązanej na krótkim odcinku plecionki (lub odpornej na szczupacze zęby linki), którą wbijam jednym grotem w „brzuszek” przynęty. Uzbrojenie staram się tak skonstruować, aby hak główki jigowej znajdował się w 1/3, a dozbrojka w 2/3 długości gumy. Nie zaburza to pracy Flankera i jest najskuteczniejszym rozwiązaniem.

Tak zbroję „czternastkę”.

Tym razem to okoniowa „ósemka” skusiła całkiem fajnego sandacza.

Kolor Brown Bleak okazał się naprawdę skuteczny nie tylko na okonie, ale również mętnookie.

Przemka ciężko namówić na inną przynętę niż legendarny już Grass Pig, ale przekonał się do Flankerów.

Szczupakową „dwudziestkę” zbroiłem jedynie we wkrętkę i dwie kotwiczki – jedną blisko „głowy” przynęty, drugą w 2/3 jej długości. Szczupaki przeważnie atakują swoje ofiary łapiąc je w pół lub celując w głowę, więc takie rozmieszczenie kotwic jest moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem.

Sezon na drapieżniki w pełni, postaram się więc w ciągu kilku dni opisać jeszcze jedną gumę, która zaskoczyła mnie w tym sezonie swoją skutecznością. Pamiętajcie jednak o najważniejszym – jeśli nie będziecie wiedzieli gdzie szukać drapieżnika, nie pomogą Wam nawet najpiękniejsze i „najskuteczniejsze” przynęty.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

Komentarze