Jak wielu z Was wie, nie przepadam za pisaniem o sprzęcie, jednak z dwóch powodów czasem to robię. Po pierwsze i najważniejsze, najwięcej pytań od widzów i czytelników dostaję właśnie o to, czym łowię. Po drugie z racji wykonywania mojego zawodu czasem sięgam po sprzęt jako jeden z pierwszych w naszym kraju i uważam, że raz na jakiś czas po prostu warto opisać swoje wrażenia. Pytań o wędki czy kołowrotki dostaję tak wiele, że łatwiej mi napisać cały artykuł i zainteresowanych tematem odsyłać do niego, niż odpisywać na dziesiątki wiadomości osobno – a jednym zdaniem nie da się tego zrobić. Tym razem opowiem Wam o kołowrotku Penn Battle III, czyli nowości na sezon 2021.

Po raz pierwszy zabrałem nowego Battla (wielkość 4000) nad Wisłę w połowie listopada. Ciężko było mi zostawić w domu mojego ukochanego Clasha, jednak każda nowość warta jest przetestowania (tego słowa użyłem trochę na wyrost, bo testerem nie jestem i ta maszyna została już przetestowana przez innych, za oceanem). Plecionkę nawinąłem będąc już na wodzie i tu…miłe zaskoczenie. Penny z reguły nawijają linkę poprawnie, ale Battle III zrobił to wręcz wzorowo. Plecionka o średnicy 0,20mm została ułożona naprawdę równo.

Pierwsze nawiniecie plecionki na nowego Battla III i od razu pierwsze miłe zaskoczenie – linka nawinięta nienagannie.

Mam poprzednią wersję tego kołowrotka (w dwóch rozmiarach – 2500 oraz 3000) i ten większy chodzi odrobinkę topornie. Może nie ciężko, ale na pewno nie jak przysłowiowe „masełko”. Mój nowy skarb chodzi zaskakująco lekko, lżej nawet niż Clash, z którego jestem nieziemsko zadowolony.
Tu muszę wtrącić kilka słów – kupując jakiegokolwiek Penna pamiętać należy, że są to woły robocze. Po prostu. Nie są leciutkie jak niektóre kołowrotki innych marek, nie chodzą leciusieńko, jednak mają inne zalety – przede wszystkim są mocne. Jeśli u mnie taka maszyna wytrzymuje sezon (a nie zdarzyło mi się zajechać Penna jeszcze nigdy, nawet przez 5 lat ciągłego katowania!), to u innych wytrzyma kilka sezonów. W niektórych egzemplarzach producent potrafi nawalić zdecydowanie za dużo niebieskiego smaru, jednak ja posiadam ponad 20 kręciołków ze stajni Penna i z taką sytuacją zetknąłem się tylko raz. Po kilku dniach kręcenia niebieska maź jakoś się ułożyła i kręcioł zaczął działać nienagannie. Kręci do dziś.

Pierwszego dnia pływania z nowym Battlem udało mi się złowić fajnego, wiślanego sandacza. Tego dnia łowiłem lekko (zresztą cała jesień staram się tak łowić) i używałem gum w wielkościach 10-16cm na główkach jigowych o masie 10-16 gramów. To był bardzo udany dzień, a nowy kołowrotek spisał się na medal. Wtedy właśnie podjąłem decyzję, że dam mu szansę jeszcze do końca sezonu, ponieważ łowiło mi się nim naprawdę komfortowo.

Pierwsze pływanie z nowym kręciołkiem zakończone sukcesem. Takie rozmowy to ja szanuję!

Gdy piszę ten tekst jest końcówka grudnia. Battle III był ze mną nad Wisłą ponad 30 razy (starałem się być nad wodą jak najczęściej) i choć ryb wiele nie złowił – takie to wiślane realia, to nakręciłem mu sporo kilometrów. Łowiłem niemal wyłącznie gumami do 16 centymetrów długości oraz z obciążeniem maksymalnie 21 gramów (głównie 12-16 gramów). Dwa razy zostałem nad wodą dłużej i porzucałem sandaczowymi woblerami – niestety bez rezultatu.
Przez ten czas nie wydarzyło się nic, o co mógłbym się przyczepić. Kołowrotek nie plącze linki, plecionka nie wchodzi pod szpulę (ani nie zaczepia się o pokrętło hamulca umieszczone na szczycie szpuli), chodzi zaskakująco płynnie i lekko, hamulec jest mocny i również płynnie oddaje linkę. Na razie nie zdążyłem go utopić więc nie wiem, jak bardzo jest szczelny, ale po tych trzydziestu wypadach nad Wisłę nie zaszkodził mu ani deszcz, ani chłód, ani nawet mróz. Wciąż działa tak jak zaraz po wyjęciu z pudełka.
Łowiłem nim zarówno z brzegu – używając wędki o długości 3 metrów, jak i z pokładu pontonu, a wtedy dokręcałem go do wędki dwumetrowej. Rzucałem z wiatrem, pod wiatr i w poprzek wiatru, łowiłem pod prąd i wachlarzem. Szybciej i wolniej, płycej i głębiej.

Battle III zaliczył ponad 30 wypraw od połowy listopada. Było łowienie na dzikich burtach…

Było też łowienie podczas przymrozków.

Czasem łowiłem przez cały dzień…

Innym razem atakowałem same wieczory.

Były ryby niewielkie…

…były też średniaki.

Podczas ostatniej wypraw nad Wisłę udało mi się złowić pięknego sandacza, który stał się moją nową życiówką. Kołowrotek nawet nie jęknął, choć ryba naprawdę była olbrzymia…
Plan na tę maszynę mam jeden – wiślane sandacze, z ewentualnym przyłowem sumowym. Będę go używał nie tylko do łowienia gumami, ale również do nocnych poszukiwać opaskowych sandaczy z płytko chodzącym woblerem na agrafce.

W końcu udało się też złowić prawdziwego, wiślanego smoka. Film z tą rybą zobaczycie już za kilka dni na moim kanale na Youtube!

Recenzja którą przeczytaliście jest wstępna, napisana po stosunkowo krótkim (choć intensywnym) użytkowaniu kołowrotka. Napisałem ją dlatego iż wiem, że wielu z Was zastanawia się nad kupnem nowego Battla III. Czy sprawdzi się prawdziwym wiślanym boju odpowiem Wam pewnie pod koniec przyszłorocznego sezonu, bowiem kilkudniowe spływy Wisłą oraz potyczki z wąsatymi przyłowami wystawią sprzęt na najcięższą próbę. Pierwszy poligon zaliczony i choć zdaję sobie sprawę, że jeśli u mnie coś wytrzymuje dwa miesiące, to u wielu innych kolegów wytrzyma kilka sezonów, to pełną relację napiszę dopiero za rok. Wstępnie nowy Penn Battle III dostaje ode mnie dużego plusa i olbrzymi kredyt zaufania na następny sezon sandaczowo – sumowy.

Na koniec coś czego nie lubię najbardziej, jednak zdaję sobie sprawę, iż jest to niezwykle ważne podczas zakupów. Kilka suchych faktów katalogowych:
Masa Battla III:
wielkość 2000 – 265 gramów
wielkość 2500 – – 275 gramów
wielkość 3000 – 330 gramów
wielkość 4000 – 345 gramów
Model w wielkości 4000 ma przełożenie 6.2:1 i nawija 94 centymetry plecionki za jednym obrotem korbki, a w wielkości 3000, przy takim samym przełożeniu, nawija 89 cm. Maksymalne ustawienie hamulca w obu wielkościach wynosi 6,8kg, chociaż Battle III o rozmiar większy (czyli 5000, z przełożeniem 5.6:1) ma tę wartość dużo wyższą – aż 11,3kg!
Opisywany kręciołek produkowany jest w wielkościach od 1000 do 10000. Jest również wersja HS (high speed, która nawija więcej plecionki przy jednym obrocie korbką), jednak tych modeli nie miałem w rękach.

Sezon trwa do końca grudnia lub do momentu, aż Wisłą nie popłynie kra. Więc jeszcze chwilkę możemy powalczyć.

Dizajn opisywanego kołowrotka…tu interpretacja jest dowolna, bowiem o gustach się nie dyskutuje. Moim zdaniem ładny klasyk, w moich ulubionych barwach – ale więcej pisać nie trzeba, bowiem kolorystyka kołowrotka w żaden sposób nie wpływa na ilość brań i może jedynie cieszyć oko wędkarza. Jeśli ktoś oczywiście tego właśnie oczekuje od maszynki do nawijania plecionki 😉

FILM O JESIENNYCH SANDACZACH I PENN BATTLE III

Życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku i niech trzeszczą kije!

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

Komentarze