Sandacz lubi dobrze zjeść, zwłaszcza jesienią. Z tą myślą nie powinniśmy rozstawać się podczas naszych wędrówek brzegiem rzeki czy podczas szukania drapieżników z łódki, a już w szczególności pod koniec sezonu. O ile w czerwcu czy w cieplejszych miesiącach zdarza się, że mętnookie zbóje z chęcią reagują na przynęty mniejsze i niekoniecznie mają chęć na coś konkretnego, to teraz jest odwrotnie. Warto przyłożyć się do gum większych.

Gdy zaczynałem swoją przygodę z wędkarstwem wielokrotnie słyszałem od starszych i bardziej doświadczonych wędkarzy, że sandacz ma „wąski przełyk”. Takie przekonanie powodowało, iż starsi koledzy łowiący na żywczyka – tak, w tamtych czasach spinningowanie za sandaczem było czymś niespotykanym zbyt często…., nie zakładali większych przynęt niż 12cm. Przeważnie nie używali też innego żywca niż ukleja bądź kiełb, ponieważ te rybki były smukłe i „łatwe” do połknięcia przez sandacza. Oj, musiało upłynąć wiele wody w Wiśle zanim przekonałem się, że te drapieżniki nie mają „wąskiego przełyku” i z chęcią atakują krąpie, a nawet leszcze…

Łowiąc sandacze późną jesienią, sięgam po spore przynęty chętniej niż w pełni sezonu. Zwłaszcza na Wiśle zdarza się tak, że pływam lub chodzę za jednym braniem kilka dni – takie są wiślane realia. Mam na myśli oczywiście branie ryby w rozmiarze zdjęciowym, a nie pstryczki małych zedzików. Szukając sporej ryby zdecydowanie wolę machać przynętą w rozmiarze 14, czy nawet 16cm, niż sięgać po jakieś „ósemeczki”. Co ciekawe! – jeśli macie brania, a nie możecie zaciąć sandacza, bo ryby odgryzają ogonki w gumie lub ściągają ją z haka główki jigowej, spróbujcie założyć rippera w większym rozmiarze. Brań będzie mniej, ale będą solidniejsze. Wiele razy przekonałem się, że zmiana przynęty na większą skutkuje atomowym braniem. Są okresy – i jesień jest jednym z nich, kiedy drapieżnik małą gumę chce spróbować, a dużą zabić.

Duża guma Flanker i niewielki, wiślany sandacz. Mała ryba, a jednak nie miała oporu aby zaatakować sporą przynętę.

Jesienne barwy podczas sandaczowej wyprawy.

Nie bójcie się gum o długości 15cm, a nawet odrobinę większych. Nie bójcie się też ripperów, które nie są wąskie! Sandacze uwielbiają towarzystwo stad leszczy z bardzo prostego powodu – w przeciwieństwie do ludzi, nie przeszkadza im ilość ości w leszczowym grzbiecie. Szukając odpowiedniego miejsca na jesienne sandacze, jednym z elementów składających się na dobrą miejscówkę jest…obecność leszczy lub krąpi. Dla mnie to najlepsza wskazówka, czy w danej miejscówce pojawi się sandacz, czy nie. Zdecydowanie nie obawiam się gum szerokich, przypominających kształtem krąpia – co więcej, cenię je bardzo wysoko!

Wielokrotnie zdarzyło mi się, że podczas łowienia szczupaków moim przyłowem stawał się sandacz. Niemal za każdym razem mnie to zaskakiwało, bowiem jeśli nie miejsce było „nie-sandaczowe” (np. środek płytkiej zatoki z grążelami i olbrzymią warstwą mułu na dnie), to przynęta również była „mało sandaczowa”. W mojej ocenie rekordzistą był piękny sandacz ze szwedzką rejestracją, złowiony w jeziorze Varpen. Zaatakował olbrzymią gumę Svartzonker McBEAST o długości aż 26 centymetrów, na środku głębokiego na 11 metrów blatu. Ryba mierzyła 83cm i nie mam pojęcia jak chciała pożreć gumę tej wielkości. Oczywiście miała być szczupakiem, ale takie przyłowy cieszą mnie niezwykle. Zdecydowanie bardziej niż szczupakowy przyłów podczas szukania sandaczy.

14 centymetrów szerokiego rippera – idealny rozmiar na jesiennego sandacza.

Ten sandacz zaskoczył mnie jak żaden inny. Wtrząchnął olbrzymiego McBEASTa o długości 26 centymetrów!

Duża ryba lubi dobrze zjeść.

Zdjęcie mało wędkarskie, ale zrobiłem je kiedyś będąc pod wrażeniem tego, co drapieżnik miał w żołądku. Potraktujmy je jako pomoc naukową. Sandacz mierzył około 65cm… Najlepszy dowód na to, czy mętnooki ma „wąski przełyk”.

Jeśli zdarzy się Wam taka sytuacja, spróbujcie zwiększyć wielkość przynęty.

Do dużych gum nie zakładam ciężkich główek. W tym wypadku lepiej sprawdzi się powolny opad, trwający (w wypadku łowienia w Wiśle) nawet kilkanaście sekund, niż agresywne skoki po dnie. Po pierwsze przynęty w tej wielkości przeważnie dozbrajam dodatkową kotwiczką i podczas mocnego podbicie zdarza się, że ogonek rippera zaczepi o dozbrojkę, a po drugie powolny opad dał mi tak dużo mocnych, sandaczowych brań, że nie mam powodu, aby coś zmieniać. W dodatku lubię tak łowić, mam przekonanie do wolnego łowienia sporymi przynętami, a skoro wyniki są, to nie czuję potrzeby dalszego kombinowania.

W moich pudełkach sandaczowych mam przynęty i mniejsze i większe, jednak jesienią zdecydowanie stawiam na te drugie.

Nie zapominam jednak o średniaczkach, czyli o gumach w rozmiarze 12cm.

Nie każdy jesienny sandacz jest duży. Bywają też maluchy, jednak to właśnie teraz mamy szanse na spotkanie z naprawdę dużym drapieżnikiem.

Na koniec pamiętajcie o jednej rzeczy. Odpowiednia przynęta, świetna wędka czy najlepszy na świecie kołowrotek nie zapewnią Wam sukcesu. Sprzęt pomaga złowić rybę i sprawia, że samo łowienie jest przyjemniejsze, czasem łatwiejsze, ale najważniejszym czynnikiem do złowienia ryby jest.. a jakże – wybór odpowiedniego miejsca. Takiego, w którym pojawi się żerujący drapieżnik. Jeśli nie ma ryby w wodzie, nie złowicie jej ani na małą, ani na dużą przynętę. Ani na czerwoną, ani na fioletową. Ani na ciężko, ani na lekko.
Patrzcie gdzie rzucacie, gdzie łowicie, obserwujcie wodę i wyciągajcie wnioski, nawet z bezrybnej wyprawy. Doświadczenie wędkarskie buduje się na podstawie ilości wykonanych rzutów i czasu spędzonego nad woda, a nie na forach internetowych. Lećcie nad wodę, bo został nam ostatni miesiąc łowienia sandaczy.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

ZOBACZ FILM O JESIENNYCH SANDACZACH

Komentarze