Powoli zbliża się zima czyli okres, gdy zaczynam coraz bardziej tęsknić za morzem. Nie chodzi jednak o czyste powietrze przesiąknięte jodem, karmienie łabędzi w porcie czy wsłuchiwanie się w szum fal. Powiem krótko – chodzi o srebro, morskie srebro!

Ładnych kilka lat temu zapadłem na pewną chorobę, z której za cholerę nie da się wyleczyć – to choroba łowców morskich troci. Pokochałem stanie po pachy w morzu zimą lub na wiosnę, walkę z falami, chłodem i wilgocią, z wszędobylskim piaskiem i kamieniami. Zwariowałem totalnie, a nagrodą za wytrwałość są piękne wyskoki, młynki i odjazdy morskiej troci. Kto spróbował takiego łowienia ten albo to pokochał (tak jak ja), albo znienawidził. Innego rozwiązania chyba nie ma…
…ale do rzeczy.

Wybór sprzętu podczas łowienia troci w morzu jest sprawą kluczową – tak samo jeśli chodzi o wędkę, kołowrotek czy przynęty, ale też w wypadku wyboru śpiochów, butów do brodzenia, kurtki czy bielizny termicznej. O tych sprawach mógłbym napisać epopeję narodową. Dlatego tym razem opiszę wędkę, którą z powodzeniem łowię trocie w morzu, ale….nie tylko!

Po kilkuminutowym holu morski srebrniak ląduje w podbieraku…

…i pełnia szczęścia!!!

Kij nosi pełną nazwę – Greys Platinum Specialist II Sea Trout. Z suchych faktów należy wspomnieć, iż ma długość 305 centymetrów i ciężar wyrzutu 10-40 gram. Jeśli chodzi o dane techniczne, to te moim zdaniem są najważniejsze.

W łowieniu morskich troci niezwykle ważna jest odległość rzutów, a na to wpływa kilka czynników – średnica i rodzaj plecionki, kołowrotek i to, jak układa linkę na szpuli, kształt i rodzaj przynęty, ale też…wędka. Tak, kijaszek ma spore znaczenie.

Wiadomo, że długą wędką rzucimy dalej, niż krótką (oczywiście do pewnej granicy długości kija). Moim zdaniem optymalna długość wędziska do łowienia troci w morzu oscyluje pomiędzy 3, a 3,2m. Opisywany Greys mieści się zatem w tym przedziale. Kijaszek musi też odpowiednio ładować się pod trociowymi blaszkami i woblerami czyli przynętami, o masie 18-28gram, bo takich najczęściej używamy. Opisy, które widnieją na blankach wędek są czasem moim zdaniem z kosmosu tak jakby producenci zapominali, że mają one oznaczać masę przynęt pod którymi wędka najlepiej się ładuje, a nie górną granicę, po której przekroczeniu badyl pęknie. W tym wypadku producent stanął na wysokości zadania i moim zdaniem opis jest prawidłowy. Ale musiałem to przecież sprawdzić. Nie mam przynęt trociowych o masie 40gr+ ale…mam spidolino dokładnie w tej gramaturze. Zawiązałem więc zestaw z muchą, założyłem kawał plastiku z napisem 40gr i machnąłem z całej siły. Oprócz tego, że cienką plecionką przeciąłem sobie opuszek palca (bo wymach był solidny), zestaw poleciał daleko, bardzo daleko. Kij pięknie się załadował i jak katapulta wystrzelił muchę. Opisany ciężar wyrzutu kijaszka ze stajni Greys’a jest jak najbardziej prawidłowy, chociaż nie odważyłbym się go przekroczyć i machnąć z całej siły.

Dodatkowym bonusem jest to, iż jednym kijem spokojnie ogarniam przynęty spinningowe, ale też łowienie ze spidolino. Nie muszę targać ze sobą dwóch wędek, co czasem udaje mi się zaobserwować – zwłaszcza za granicą – u innych wędkarzy, bowiem na naszym wybrzeżu mucha na zestawie ze spidolino nie jest zbyt popularna.

Nawet duża i bardzo silna ryba nie jest w stanie zdemolować tak solidnej wędki.

Greys Platinum doskonale spisuje się również podczas łowienia ze spidolino.

Tym kijem wyholowałem z morza sporo pięknych troci.

Fale, kamienie, słona woda i morskie trocie – żywioł dla Greysa!

Oprócz długości i odpowiedniej dynamiki są inne drobiazgi, które wpływają na odległość rzutów. Jedną z nich jest odpowiednio długi dolnik. W opisywanym wędzisku dolnik – aż do stopki kołowrotka ma długość 52 centymetrów. Pewnie ktoś w tej chwili zastanawia się, co ma dolnik do rzutów? – otóż nasze ręce na dolnej części wędki tworzą dźwignię, dzięki której wymach jest energiczniejszy, ma większą moc. To w oczywisty sposób przekłada się na odległość na jaką poleci przynęta.

Kolejnym elementem są przelotki. Powinny mieć sporą średnicę, a pierwsza (licząc od kołowrotka) powinna być możliwie daleko odsunięta od kręciołka i być naprawdę spora. Dobrze, aby wszystkie przelotki były usytuowane na długich stopkach, które odsuwają plećkę od blanku. Mokra plecionka lubi lepić się trochę do wędziska, więc im mniejszy ma z nim kontakt, tym lepiej. Greys Platinum ma siedem przelotek – wszystkie o stosunkowo sporej średnicy i odsunięte od blanku. Widać, że projektant miał na uwadze bardzo dalekie rzuty, co sądząc po przeznaczeniu wędki wcale nie dziwi.

Ktoś, kto projektował to wędzisko miał też na uwadze spore ryby – na blanku oznaczona jest odległość 80 centymetrów od początku dolnika. No tak, mniejszych nie ma sensu mierzyć… (chciałbym z takim podejściem łowić trocie!).

Trzeba pamiętać, że kij do 40 gram i o długości ponad 3 metrów musi trochę ważyć i zawsze taki patyk będzie leciał na pysk. Zawsze, chyba że….dołożymy przeciwwagę, czyli kołowrotek o odpowiedniej masie. Mocna maszynka w rozmiarze 3000 załatwia sprawę.

Producent zadbał nie tylko o dobry produkt i doskonałe wykończenie, ale również o fajny design.

Niewiele przelotek i każda o stosunkowo sporej średnicy.

Fajne wykończenie uchwytu kołowrotka, które naprawdę dobrze leży w ręce.

Zawsze miałem problem z opisywaniem akcji wędek. Nigdy nie umiałem zrozumieć, gdzie jest granica między akcją paraboliczną, a półparaboliczną itp. Dla mnie kij jest albo szybki, albo lejący się, albo jest sztywną pałą, albo krowim ogonem. Oleję więc mądralowanie się o parabolach, bo tego języka po prostu nie ogarniam. Opisywany Greys jest kijem szybkim i dynamicznym, ale podczas rzutów i zacięć bardzo fajnie pracuje. Podczas łowienia w morzu to olbrzymia zaleta – przynęty latają daleko (bo kij się pięknie ładuje), a zacięte ryby nie spadają tak często, jak ze sztywnych pał.

Moim zdaniem Greys Platinum jest idealnym kijem na morskie trocie jednak pamiętajcie – przy zakupie kijaszka (jakiegokolwiek, do każdej metody wędkowania) ZAWSZE trzeba wziąć badyla do łapy i zobaczyć, czy dobrze leży! Każdy z nas ma swoje preferencje i to, że dla mnie jakaś wędka jest idealna nie znaczy, że podpasuje ona każdemu. Przynęty czy kołowrotki można kupować w ciemno, ale wędkę moim zdaniem trzeba wcześniej wziąć do ręki.

Każdy element Greysa jest dopracowany.

Koledzy również zaufali tym wędkom i są tak samo zadowoleni jak ja.

Gdybym pisał ten artykuł pół roku temu, pewnie tu bym go zakończył. Jednak w połowie sezonu znalazłem jeszcze jedno zastosowanie dla Greysa. Bardzo fajnie spisuje się podczas łowienia z brzegu na dużych rzekach (ja przeważnie łowię na Wiśle) zarówno woblerami jak i gumami. Do takiego łowienia używam długich kijów (właśnie około 3 metrowych) i zdecydowanie nie łowię finezyjnie. Kołowrotek w rozmiarze 3000, plecionka 0,20mm i solidne haki w główkach jigowych lub kotwiczki w woblerach. W takim łowieniu nie ma kompromisów, bo słaby kręciołek szybko przestanie działać, cienka plecionka momentalnie przetrze się na kamieniach, a licha wędka nie wytrzyma trudów wielkiej Rzeki. Trzeba też liczyć się z możliwością sumowego przyłowu, choć jeśli trafi się duży wąs, to i tak szans nie mamy – ale ze średniakiem jesteśmy w stanie przynajmniej podjąć walkę.

Greys bardzo fajnie spisuje się podczas nocnych podchodów z woblerem na opaskach za sandaczami czy podczas powolnego łowienia wachlarzem gumami. Fajnie wcina sandacze i pięknie pracuje pod zaciętymi rybami.

Kij towarzyszył mi przez pół sezonu również nad Wisłą.

Dzielnie sprawował się podczas nocnych wypraw…

…choć niestety jeszcze nie miał okazji spotkać się z dużym sandaczem.

Jesienny, wiślany szczupak  – Greys dał sobie też radę.

 

Jeśli nigdy nie mieliście okazji łowić morskich troci na zestaw ze spidolino i muchą na końcu, zapraszam Was przy okazji do zerknięcia w najnowszy, styczniowy (1/2016) numer Wiadomości Wędkarskich. Znajdziecie tam obszerny artykuł o tym, jakiego sprzętu użyć, jak go skompletować i na co zwrócić uwagę podczas brodzenia w morzu za trotkami. Są tam też zdjęcia much z moich pudełek (choć owe muchy tak naprawdę nie są muchami, a raczej krewetkami, tubisami i innymi robalami) oraz moje spostrzeżenia znad słonej wody. Spróbujcie takiego łowienia, bo tak jak napisałem na początku – albo to pokochacie, albo znienawidzicie.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

 

Komentarze