Sandaczowa pała o finezyjnej duszy

Trzeba mieć czym grzmotnąć, jestem o tym przekonany. Co prawda znam kilku zapaleńców, którzy łowią sandacze kijami miękkimi, ale…nie moja bajka. Ja – mówiąc odrobinkę ordynarnie – muszę solidnie przyjebać, żeby być pewnym zacięcia sandacza. Skurczybyki mają w niektórych miejscach tak twarde pyski, że miękki kijaszek, słabe zacięcie lub – o zgrozo! – żyłka, a nie plecionka, to gra w przysłowiową rosyjską ruletkę. Tylko stawka mniejsza, przynajmniej dla wędkarza.

Przez kilka sezonów łowiłem Fenwickami i wciąż jestem zakochany po uszy w tych kijach, szczególnie w Aetosie oraz starym modelu HMG. Zaczynam zezować w kierunku nowego Fenwicka o wdzięcznej nazwie Bass, ale…to jeszcze chwilkę. Jednak świat idzie do przodu i warto być na bieżąco, dlatego lubię testować sprzęt i co jakiś czas spróbować „przesiąść” się na coś innego. Tym razem wpadł mi w łapska kij Abu Veracity i jest o tyle ciekawy, ze skrobnę o nim słów kilka.

Mój Veracity to typowa sandaczowa pała – kij sztywny, twardy, z olbrzymim zapasem mocy i…zwarty. Nic nie strzyka, nie trzeszczy, nie lata na boki – tak lubię. Jest to jednoczęściówka (coraz popularniejsza nazwa to monoblank) o długości 213 centymetrów, a ciężar wyrzutu opisany jest w uncjach  3/16 – 5/8oz, co w przeliczeniu na „nasze” daje zakres  5,3 – 17,7gr. Swoją drogą zastanawia mnie, czemu coraz więcej producentów odchodzi od opisu w gramach, na rzecz uncji, funtów, stóp czy innych łokci i kłykci. Wkurza mnie to odrobinkę, bo za cholerę nie umiem tego płynnie przeliczać i zawsze mam problem żeby zapamiętać te oznaczenia. Jakbym się nie starał. Kurcze – Farenheity są w Ameryce, a u nas Celsjusze, po kiego grzyba to utrudniać?

Trzeci rzut sandaczowym kijem w tym sezonie przyniósł mi pierwszego sandacza. To było atomowe branie!

Producent zastosował bardzo ciekawy uchwyt kołowrotka. Nie każdemu może on pasować, ale ja dość szybko się zorientowałem, dlaczego właśnie tak został zaprojektowany. Otóż ograniczenie pianki na dolniku (w dodatku w miejscu, na którym zaciskamy dłoń) przekłada się na czułość wędziska. Pomijam już mocne, sandaczowe strzały w gumę czy koguta, bo te poczujemy zarówno na kiju od szczotki jak i na kleniowej witce, ale chodzi mi o różnego rodzaju leciutkie trącenia przynęty, ocierki czy muśnięcia. Bardzo delikatne brania czuć doskonale, a nie zapominajmy, że Veracity do finezyjnych patyczków raczej nie należy. Fajne połączenie solidnego, sztywnego badyla z możliwością wyłapania delikatnych skubnięć. Przy „normalnym” sandaczowym łupnięciu (jeśli łowicie w zbiorniku, w którym populacja sandaczy jest liczna to wiecie co mam na myśli), wyrwie Was z kapci. Ja to uwielbiam!

Veracity ma tytnowe przelotki, co redukuje masę wędziska. Dla mnie bardzo istotne jest to, czy są one mocne i czy się nie łamią. Jak na razie mój patyk wytrzymał wiele wypraw – i na pontonie i na szybkich łódkach, którymi gdy się płynie po dużych falach można pogubić plomby. Plomby pogubiłem, ale przelotki są całe.

Fajnym rozwiązaniem jest oczko na blanku, o które zaczepia się przynęty. Ja jestem zachwycony, choć to maleńki drobiazg, a takie rozwiązanie nie jest zbyt popularne.

Uchwyt kołowrotka – mi bardzo podpasował.

Mała rzecz, a cieszy. Wreszcie haki mi się nie wbijają w wędkarski majdan.

Najlżejszymi przynętami jakich używałem łowiąc tym kijaszkiem były 7,5 centymetrowe „jaskółki” na główkach jigowych o masie 7 gram (za cholerę nie wiedziałbym, ile to jest w funtach, uncjach czy innych farenheitach…) i kijaszek ładował się przyzwoicie. Bardzo fajnie prowadziło mi się nim tak leciutkie gumy, ponieważ wcale nie czuć podbijanej przynęty, kij w takim wypadku wcale się nie składa. Nawet część szczytowa. Lekka „jaskółka” startuje zatem dość agresywnie – mi się podoba. Najwięcej założyłem 28 gram + czterocalowa guma (tu akurat wiem = 10cm), więc kij przeciążyłem okrutnie i…też się fajnie ładuje. Co więcej, machałem z całej siły i badyl nawet nie jęknął. Używałem też kogutów o masie do 28 gram i łowiło się naprawdę przyzwoicie. Przez myśli mi przeszło, że ten kijaszek jest wręcz stworzony do łowienia kogutami! Moim zdaniem warto byłoby dołożyć trochę do górnej granicy ciężaru wyrzutu opisywanego Veracity – nie wiem ile w uncjach, ale tak z 10 czy 12 gram spokojnie.

Ten sandacz zaatakował „jaskółkę” na główce jigowej o masie 7 gramów.

Jeszcze słówko o zapasie mocy, ale takiej prawdziwej, a nie tylko podczas wyrzutu. Nie wiem jaki to musiałby być sandacz, jak wielki, jak silny i jak wściekły, żeby podczas holu „zabrakło kija”. Ok, nie jest to wędka na sumy, ale sandacza zatrzymamy każdego.

Veracity jest sztywną wędką, jednak fajnie pracuje podczas zacięcia i samego holu. Najlepszym dowodem na to, że badyl pracuje jest to, że podczas polowania na sandacze złowiłem sporo całkiem fajnych okoni i co ciekawe – spadów zaliczyłem naprawdę niewiele. Niektóre okonie były zacięte płytko i też nie spadały, choć zanim zaczęły mi brać byłem przekonany, że gdy weźmie pasiak, to podczas zacięcia rozerwę mu kruche pyszczydło.

Garbusek zażarł głęboko, więc nie było szansy na spinkę przy burcie…

…ale ten okoń z zaporówki łyknął płytko i wyhaczył się dopiero na macie na pokładzie pontonu.

Pewnie parę osób zastanawia się jak to jest z transportem monoblanku przekraczającego 2 metry długości? Ja co prawda podróżuję sporym autem, ale nawet w niewielkim samochodziku kij się zmieści i będzie bezpieczny. Nie pakujcie go tylko do bagażnika – ja wszystkie długie patyki wożę wzdłuż fotela pasażera. Miejsca nie zajmują i nie ma szans na uszkodzenie wędki. Po kupnie pierwszego jednoskładu trzeba uważać w windzie, na klatce schodowej i wszędzie tam, gdzie drzwi zamykają się same – ale człowiek po pewnym czasie nabiera odpowiednich nawyków i szczytówki są bezpieczne.

Kijaszek w ostatniej fazie holu…

…i wymiarowy sandaczyk ląduje na pokładzie.

 

Jeśli szukacie mocnego, sandaczowego kija w jednoskładzie, który będzie miał duży zapas mocy, a przy okazji będzie czuły – pomacajcie w sklepie opisanego Abu Veracity. Wędka to nie wobler czy guma i zawsze przed kupnem, trzeba go dobrze pomacać. Trzeba przecież sprawdzić, czy badyl dobrze leży w ręce, bo to co pasuje jednemu, komuś innemu może „nie leżeć”. W mojej łapie leży dobrze i zdecydowanie sprawdził mi się nad wodą.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

 

Komentarze