W życiu bym nie przypuszczał, że będę miał Netflixa! Co więcej – jeszcze kilka tygodni temu nie miałem pojęcia co to jest ten cały Netflix i chociaż nazwę słyszałem wielokrotnie, to kompletnie nie interesowało mnie „ki to diabeł”. Teraz, poczynania bandy wikingów skutecznie spowalniają powstawanie nowych artykułów ale postanowiłem z tym powalczyć. Jeśli jesteście fanami tej platformy filmowej to od razu napiszę – tak, wiem, jestem opóźniony. Zdążono już mnie uświadomić, że Wikingowie podbijali ekrany telewizorów już jakiś czas temu. Wybaczcie – wtedy najprawdopodobniej nie miałem czasu na pierdoły, bo byłem na rybach…

Skoro Ragnara już ukatrupili, to czas wrócić do pisania. Na pomysł o czym będzie ten tekst wpadłem pod wpływem dwóch wydarzeń – pierwsze, to zdjęcie, które znalazło się na fecebooku. Pewien wędkarz złowił szczupaka o długości 137cm! Wielkie, potężne rybsko skusiło się na gumę z dwoma ogonami, a fotkę tego potwora znajdziecie na profilu Abu Garcia PL, pod tym linkiem:
https://www.facebook.com/AbuGarciaPL/photos/a.114671463469698/136496374620540/?type=3&theater
Drugim zdarzeniem była paczka z przynętami, która dotarła do mnie właśnie z Abu, a w niej było kilka nowości na sezon 2020, między innymi…ogoniaste przynęty (które zresztą sam zamówiłem, wcale nie przez przypadek!). Oczywiście jeszcze nimi nie łowiłem, ale tak właśnie zrodził się pomysł na ten artykuł. Będzie o ogoniastych gumach i innych wynalazkach.

Zestaw sporych przynęt, których używałem w ubiegłym roku.

W ubiegłym roku spędziłem całe trzy miesiące w Szwecji, nad jeziorem Boren. Bajoro znane jest z olbrzymich szczupaków oraz specyficznego podejścia do ich łowienia. Nie ma ciskania gumeczkami po trzcinkach czy grążelkach – tam łowi się na otwartej wodzie (choć niezbyt głęboko, przeważnie do 6 metrów) i na duże przynęty. Dłubanie gumkami po 10cm długości czy jakimiś wiróweczkami mija się z celem, bo zamiast być przygotowanym na spotkanie z dużą rybą, będziemy holować tzw. chlapaki. Owszem, można się pobawić ale będąc nad jeziorem, w którym pływają zębate potwory (metrowa ryba nie jest żadnym wydarzeniem, a wrażenie na miejscowych wędkarzach robi dopiero potwór powyżej 120cm!), lepiej używać przynęt większych. Tu Ameryki nikt nie odkrył, ale to łowisko ma pewien sekret…

Zdecydowana większość spotkanych na wodzie miejscowych wędkarzy twierdzi, że na tym łowisku najlepiej sprawdzają się przynęty z wężowym ogonem. Widziałem na co łowili i faktycznie – królowały duże lub bardzo duże gumy z ogonem, a nie „płetwą”. To samo powiedzieli mi właściciele pobliskiego sklepu wędkarskiego, a są to naprawdę świetni fachowcy! Na dokładkę potwierdzili to też nasi rodacy, którzy nad Boren przyjeżdżają już od pięciu czy sześciu lat, więc znają tę wodę i zwyczaje ryb tam żyjących dużo lepiej niż ja.

Widok z przystani na jezioro Boren.

Średniaczek z otwartej wody.

Od Szwedów usłyszałem pewną historię, w którą szczerze mówiąc wierzę….raczej średnio. Twierdzą oni, że olbrzymia skuteczność przynęt przypominających węże bierze się z dużej ilości zaskrońców mieszkających w okolicach wody. Owe gady stają się ponoć regularnym posiłkiem szczupaków z Boren! Dla mnie brzmi to nieprawdopodobnie i ciężko mi w to uwierzyć, chociaż z drugiej strony… Siedząc nad Boren przez trzy miesiące muszę przyznać, że zaskrońców jest tam faktycznie wybitnie dużo. Widywałem je codziennie, po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt sztuk w ciągu dnia – przeważnie tuż przy linii wody, na nagrzanych otoczakach. Wielokrotnie zdarzyło się też, że łowiąc na środku jeziora widziałem, jak zaskroniec płynął sobie z kierunku brzegu – na środku bajora! Trzecim faktem jest to, że gumy z długimi i wachlującymi ogonami rzeczywiście są tam skuteczne. Sam nie wiem czy wierzyć w historie opowiadane przez Szwedów, czy nie.

Cały dzień łowienia i jedno, jedyne branie – ale życiówka, równy metr. Na co? – na ogoniastą gumę Svartzonkera.

Na tę samą przynętę łowię i ja, ale….nie wiem, czy to miało z 60 centymetrów…

Pod wieczór jednak poprawiam, chociaż do metra trochę brakuje.

Przez trzy miesiące przerzuciłem kilogramy najróżniejszych przynęt. Ryby brały raczej średnio i udało mi się złowić tylko jedną metrówkę (115cm, która zresztą skusiła się na tradycyjną przynętę – na rippera), ale szczupaków 90+ ucapiłem sporo. Esoxy miałem w większości na gumy, chociaż coś tam drapnąłem też na woblery, a nawet na wahadło. Jednak zdecydowanie przekonałem się do przynęt z długimi ogonami. Czy były skuteczniejsze niż zwykłe, najbardziej popularne gumy? – tego nie wiem, ale tak jak wcześniej nie za bardzo byłem przekonany, tak teraz jestem. Te długie i falujące ogony faktycznie coś w sobie mają. Przekonałem się jednocześnie do gum dużych, bo wcześniej ripper o długości 18cm był dla mnie już sporawy, a teraz duża guma w moim przekonaniu to przynęta 30cm lub większa.

Kawał gumiszcza, do którego warto dobrać mocniejszy kijaszek.

Beast Curl Tail od Abu – szkoda, że nie miałem tego rok temu na Boren…

Kolejna dziewięćdziesiątka ze środka bajora.

Absolutnie nie mam zamiaru nikogo przekonywać, aby zrezygnował z gumek po 10 czy 15 centymetrów i swoje pudełko wypełnił silikonowymi potworami, wyłącznie z wężowymi ogonami – nic z tych rzeczy! Nie ma „najlepszych” przynęt, nie ma wabika, który działa zawsze i wszędzie. Jeśli ktoś Was do tego przekonuje to znak, że albo wciska Wam srogi kit, albo – jeśli sam w to wierzy – nie ma zbyt dużego doświadczenia. Takie przynęty po prostu nie istnieją. Ja namawiam wyłącznie do tego, co sam właśnie zrobiłem. Do pudełek z gumami i innymi przynętami, którymi łowię od lat, dopchałem kilka gum ogoniastych. Jako dodatkowa artyleria na szczupaki i powiem szczerze, że mam zamiar używać ich zdecydowanie częściej, niż poprzednio. W naszych wodach dużych szczupaków jest znacznie mniej niż w Skandynawii, ale mam nadzieję, że już na początku maja uda mi się cisnąć kilka razy nowymi gumami w kierunku szczupakowego bajora. Do majówki zostało mniej niż dwa tygodnie, więc powoli trzeba się zbroić.

Aby w naszych wodach były duże ryby, powinniśmy je chronić – zarówno zwracać im wolność, ale też chronić tarliska. Również przed rybackimi siatami!

Przez jedną z zatok Boren przepływał łoś. Co prawda to nie zaskroniec, ale może jakaś firma zdecyduje się kiedyś na gumową imitację…łosia? ;)))

Tylko taką, która sama na ląd nie spiernicza!

Zachody słońca nad Boren są magiczne.

Nie wiem jakie Wy macie plany na początek maja, ale ja chyba zacznę od szczupaków.
Połamania!

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

Zapraszam na film o wielkich szczupakach:

 

Komentarze