Przeważnie unikam pisania artykułów o sprzęcie wędkarskim. Powody są dwa. Po pierwsze moim zdaniem wędkarstwo zaczyna się od obserwacji wody, od podstaw biologii oraz próby choć częściowego zrozumienia schematów Przyrody, a dopiero potem powinniśmy zastanawiać się nad wyborem „najlepszej” wędki czy przynęty, a po drugie…o sprzęcie piszą niemal wszyscy, a ja nigdy nie chciałem być „jak wszyscy”. Są jednak sytuacje, w których nie udaje mi się uciec od tematu sprzętologii chociażby dlatego, że najwięcej pytań od widzów i czytelników dostaję właśnie o sprzęt. Innym razem na rynku pojawia się coś, co moim zdaniem wato opisać…
Sezon w pełni, a ja już jestem z niego zadowolony. Udało mi się złowić sporo sandaczy, w tym kilka ryb naprawdę fajnych. Najwięcej pytań dostaję oczywiście o przynęty, a że większość z tegorocznych sandaczy złowiłem na dwie przynęty, to postanowiłem na razie opisać jedną z nich – tym bardziej, że nie jest jeszcze popularna wśród wędkarskiej braci, gdyż w sprzedaży pojawiła się niedawno. Nie wiem jeszcze, czy jest tak wybitna jak nieprodukowany już Grass Pig (który również doczekał się osobnego opisu na mojej stronie), ale na pewno warta uwagi – o czym świadczy ilość oszukanych mętnookich drapieżników.

Pierwszego sandacza na Zander Shada złowiłem już w dniu rozpoczęcia sezonu, czyli 1 czerwca. Ryba była silna i zdecydowanie w rozmiarze zdjęciowym, a przynętę połknęła tak głęboko, że na zdjęciu widać tylko główkę jigową. Przykro mi, ale musicie mi uwierzyć, iż w paszczy tkwi ta właśnie guma w kolorach flagowych, czyli czerwona łepetyna i biały korpus. To było moje pierwsze spotkanie z tą przynętą, a potem poszło już z górki…

Mój pierwszy sandacz złowiony na Zander Shada. Tym pięknym akcentem rozpocząłem sezon już 1 czerwca! Z sandaczowej paszczy wystaje tylko główka jigowa, więc musicie mi uwierzyć na słowo co do przynęty.

Zander Shad to guma ze stajni Abu Garcia, wypuszczona została na nasz rynek jako nowość w 2020 roku. Ze względu na wirusy i inne świństwa, (chyba) nie było jej w sprzedaży od początku sezonu, ale przy odrobinie farta wpadło mi kilka sztuk do mojego pudełka (plusy pracy w branży!) jeszcze w kwietniu. Przynęta ta produkowana jest w dwóch wielkościach (9cm oraz 12cm) oraz ośmiu wariantach kolorystycznych. Do mnie trafiły tylko dwa kolory, czyli wspomniany wcześniej „flagowiec” (nazwa katalogowa to „red head”) oraz „fegis”, czyli…ni to srebrny, ni to niebieski, ale z ciemnym grzbietem i pomarańczowym brzuszkiem. W katalogu dopatrzyłem się kilku ciekawych barw, np. popularnego FireTiger’a oraz RedMotorOil, ale ich niestety nie miałem okazji wypróbować. Szczerze mówiąc olałem rozmiar 9 centymetrów i od razu sięgnąłem po 12kę. Wolę łowić przynętami większymi, a rybka o długości 12 centymetrów nie jest żadnym wyzwaniem nawet dla niewymiarowego sandacza. Ja wolę łowić mniej, ale ryby większe, więc 9ki zostawiłem sobie na dni, kiedy drapieżniki będą wybitnie grymasić i trzeba będzie je dłubać.
Tu muszę jeszcze wspomnieć, iż w wodzie ta guma wygląda na większą niż jest w rzeczywistości.

Kolejny przyzwoity sandacz, tym razem na Zander Shada w kolorze Fegis.

Zander Shad zaprojektowany jest na wzór małej ryby, jednak wygląda, jakby projekt narysował pięciolatek. Przynęta ma wyraźną głowę i ogon, ma nawet płetwy, całość jest jednak jakaś taka…kartoflana. Na początku nie do końca jej wygląd do mnie przemawiał, jednak doskonale pamiętam co napisałem kiedyś o Grass Pigu – że wygląda tak, jakby laryngolog wyciągnął ją z nosa pacjenta. Pamiętając jak wyglądał – a jak łowił Grass Pig, postanowiłem nie wyśmiewać wyglądu Zander Shada tym bardziej, że pod względem wizualnym i tak bił tego pierwszego na głowę. Ma jednak całkowicie odmienną pracę. Wyraźnie i energicznie zamiata ogonkiem, jednocześnie kolebiąc się na boki. Jeśli w ogóle istnieje „klasyczna” guma sandaczowa czy szczupakowa, to mógłbym napisać, że nowość od Abu jest gdzieś po środku. Jej praca nie jest ani szeroka i majestatyczna, ani też drobniutka i wąska. Kolebiący się korpus to dodatkowy atut zarówno podczas łowienia sandaczy jak i szczupaków. Największą jednak zaletą Zander Shada jest – moim zdaniem – …materiał, z jakiego odlewane są te gumy. Łowię nimi naprawdę dużo od początku czerwca (czyli pełne 4 miesiące), złowiły już sporo sandaczy, a zaliczyłem tylko dwa urwane ogonki. To się zdarza w każdej gumie, jednak żadna z tych przynęt nie została rozerwana przez ryby (lub zaczepy) tak, by zsuwała się z główki jigowej. Nie zsuwały się ani podczas rzucania, ani podczas zacięć. Nie trzeba jej podklejać zakładając na hak.
Dlaczego moim zdaniem to aż tak istotne? – ponieważ długa żywotność łownej gumy pozwala nam zaoszczędzić trochę pieniędzy. Wyobraźcie sobie gumę, na którą świetnie reagują drapieżniki, jednak po kilku braniach przynęta jest tak zniszczona, że nie nadaje się do łowienia. Kupicie kolejną, taką samą, bo po prostu macie na nią wyniki. Po kilku kolejnych braniach, znowu kupicie następną. Nie ma w tym nic dziwnego i przyznaję się bez bicia, że sam też tak postępuję. Tym razem „odkryłem” gumę, która wytrzymuje wiele brań i wiele ryb (podobnie jak bardzo popularny już Pulse Shad).

Z rzeczy technicznych, bo o to też pytacie bardzo często. Zander Shada w wielkości 12 centymetrów zbroję główką jigową na haku 5/0 i czasem dozbrajam go niewielką kotwiczką w rozmiarze 6, wbitą od dołu w okolicy początku płetwy odbytowej przynęty. Stosując taką dozbrojkę spokojnie możecie pokusić się również o uzbrojenie ten przynęty hakiem 4/0.

Zander Shad może nie wygląda realistycznie, ale….łowi!

Moim zdaniem najlepsze uzbrojenie tej przynęty – główka jigowa na haku 5/0 oraz niewielka kotwiczka od dołu. Wybaczcie mi wygląd owej dozbrojki, ale wiązałem ją dosłownie „na kolanie”, na szybko. Miała zadziałać, a nie wyglądać.

Gdy sandacze nie są aktywne i niechętnie trącają nasze przynęty, dodatkowa dozbrojka naprawdę się przydaje.

W chwilach większej aktywności, dozbrojka nie jest niezbędna ale też nie przeszkadza. Trzeba jedynie uważać podczas wyhaczania, bowiem kotwiczka w dłoni to nic przyjemnego.

Najlżejsze uzbrojenie jakie dawałem do opisywanej gumy wynosiło 7 gramów i ryby brały. Lżej nie próbowałem, a najcięższa główka jaką założyłem miała masę 21 gramów.

Łowiąc Zander Shadem w kolorze Red Head, zaliczyłem w połowie lipca na Wiślanej opasce całkiem fajny, szczupakowy przyłów, a do drugiego koloru (czyli Fegis) startowały mi ładne okonie – ale ponoć w Szwecji się nie liczy… Dla ścisłości napiszę w takim razie, że na jednej z naszych krajowych zaporówek, również złowiłem kilka przyzwoitych okoni i za każdym razem  były to miłe przyłowy podczas szukania sandaczy.

Fajny przyłów podczas szukania wiślanego sandacza, tym razem na kolor RedHead.

To też miał być sandacz, jednak okonie w rozmiarze 40+ cieszą mnie tak samo jak mętnookie drapieżniki.

Przynęta, chociaż ma 12 centymetrów długości została dosłownie wessana.

Zander Shad o długości 12 centymetrów nie jest żadnym wyzwaniem dla ryb okołowymiarowych…

…z drugiej jednak strony duże ryby też z chęcią atakują tę gumę. To moja ostatnia zdobycz na Zander Shada.

Z serii beast produkowane są gumy wręcz identyczne i w tych samych barwach, jednak różnią się rozmiarem oraz nazwą. Mamy odpowiednio przynęty Perch Shad (8cm oraz 10cm) oraz oczywiście Pike Shad (16cm). O ile na te pierwsze łowiłem bardzo mało (wolę łowić sandacze…) i ciężko mi coś uczciwie o nich napisać, o tyle rozmiar szczupakowy bardziej przypadł mi do gustu (tym bardziej, że Pike Shad dał mi pierwszego szczupaka już na majówkę) i wydaje się, że 16 centymetrów to wielkość idealna pod dużego sandacza. Wrzuciłem tę gumę dosłownie kilka razy do wody w poszukiwaniu sandaczy, jednak…wydawała mi się jakaś taka duża. Na razie bez przekonania, ale idzie jesień – a to idealny czas na duże przynęty.

Niepełny skład rodzinki Beast Zander Shad oraz Perch Shad w różnych rozmiarach.

Reasumując. Czy guma Zander Shad jest wybitna? – tego jeszcze nie wiem i daleki jestem od pochopnego wysnuwania takich wniosków, jednak dała mi na tyle dużo sandaczy, że postanowiłem napisać o niej osobny tekst. Na pewno zagości na stałe w moich pudełkach sandaczowych tym bardziej, że jak wielu z Was wie – Grass Pig przestał być już produkowany i puste przegródki trzeba czymś wypełnić.
Zbliża się jedna z najlepszych pór na dużego sandacza, nie zamulajcie więc w domach i lećcie nad wodę.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

FILM O SANDACZACH:

 

Komentarze