patent na garbusa

Niedawno napisałem tekst o łowieniu sandaczy na „jaskółki” i zostałem wręcz zasypany wiadomościami na facebooku z prośbą i opisanie tych przynęt, jednak z przeznaczeniem na okonie. Co prawda zdecydowanie wolę łowić sandacze, jednak zdarza mi się również raz na czas jakiś wyskoczyć za okoniem, więc…proszę bardzo.

Jak już wspomniałem w sandaczowym tekście, moim zdaniem największą zaletą „jaskółek” jest to, iż nie mają własnej pracy. Te przynęty nie zamiatają ogonkiem, nie kolebią się na boki – po prostu opadają. Dzięki braku jakiejkolwiek pracy, zachowują się niezwykle naturalnie. Im lżej uzbroimy naszą przynętę, im mniejsza masa główki jigowej, tym naturalniej wygląda „jaskółka”. Masa ołowianej główki jest naprawdę bardzo ważna! – pamiętajcie, im lżej, tym lepiej! O ile przy sandaczowaniu podbijamy tę przynętę i po prostu czekamy na branie w opadzie, to już podczas łowienia okoni możemy popisać się większą fantazją. Garbusy oczywiście także atakują powoli opadające wabiki, jednak czasem potrzebują dodatkowego bodźca. Okoń lubi, gdy nagle guma odskoczy w bok lub ku powierzchni, gdy błyśnie boczkiem czy zapracuje w nagły i niespodziewany sposób. Leniwe garbusy wspaniale reagują na takie nieprzewidziane ruchy.

Lekko uzbrojona „jaskółka” to świetna przynęta na okonie.

Jeśli nie łowiliście okoni na „jaskółki”, to zdecydowanie polecam taką zabawę!

Nadajemy je nadgarstkiem i szczytówką wędki, ale możemy sobie też pomóc odpowiednią główką jigową i masę pytań dostaję właśnie o kształt ołowianych główek. Jaką główkę zastosować do „jaskółek”? – wszystko zależy od tego, jak i gdzie łowicie.

W TONI

Główki jigowe o specjalnym, zbliżonym do trójkąta kształcie wymyślone zostały do prowadzenia „jaskółek” w toni wody. Dzięki takiemu kształtowi, podszarpywana przynęta wykonuje nieregularne, nieskoordynowane ruchy, a to bardzo skutecznie prowokuje drapieżniki do ataku. Okonie, które często polują w toni lub nawet pod samą powierzchnią wody, doskonale reagują na tak zachowującą się „jaskółkę”. Podczas podszarpnięcia nasz wabik odskakuje na bok, wykonuje nieprzewidziane ewolucje, by po chwili – gdy przestajemy zwijać linkę i pracować wędką, opadać sobie w bezruchu. Okonie to uwielbiają! Ale nie tylko okonie! Na tak zaprezentowaną „jaskółkę” doskonale reagują również inne drapieżniki, szczególnie te, które żerują w toni – bolenie, pstrągi, klenie i jazie. Oczywiście branie żerującego sandacza czy szczupaka również nie jest niczym nadzwyczajnym, a i sumowy przyłów też nie powinien nas zaskoczyć. Co innego jednak zaliczyć branie, a co innego wyholować taką rybę…

Trójkątne główki – fajne, skuteczne, jednak jeśli ktoś łowi tak jak ja – szybkimi kijami, w dodatku na plecionkę, to mają zdecydowanie zbyt słabe haki.

Napisałem przed chwilą, że nieczęsto używam trójkątnych główek do łowienia „jaskółkami”. Mimo ich niepodważalnych zalet, mają również sporą wadę. Otóż przy większym rozmiarze haka, drut jest zbyt słaby w stosunku do mocniejszego zestawu. Jestem przyzwyczajony do mocnego zacinania i wiele razy zdarzyło mi się wyprostować hak podczas zacięcia. Zbyt wiele razy. Dodatkowo bardzo lubię łowić kijami szybkimi, a „kluchy” o akcji krowiego ogona zdecydowanie odstawiam w kąt (wiem, że ryby nie spadają z takich wędek, ale ja nie lubię nimi łowić…). O ile przy łowieniu delikatnym kijaszkiem i niewielką przynętą lub łowieniu na żyłkę (a ja łowię plecionką…) rozgięcie haka nam raczej nie grozi, o tyle zastosowanie mocniejszego, szybszego zestawu i energiczne zacięcie może spowodować katastrofę. Niemniej jednak „jaskółka” na trójkątnej główce jigowej naprawdę fantastycznie kusi ryby w toni. Jeśli umiecie powstrzymać się od atomowych zacięć, powinniście spróbować połowić trójkątną główką jigową. Mi zdarza się to regularnie, jednak po pierwsze wyłącznie podczas szukania okoni (a nie np. sandaczy), a po drugie za każdym razem muszę pamiętać, aby nie zacinać zbyt energicznie.
Jeśli cierpicie na tę sama przypadłość co ja, czyli ręka sama leci do zacięcia i nie potraficie zacinać bardziej zachowawczo, mam dla Was dobrą nowinę. Stosując normalne główki jigowe (czyt. okrągłe) również można łowić w toni! Co prawda „jaskółka” nie odskakuje tak perfekcyjnie na boki, jednak wciąż kusi drapieżniki!

Muszę jeszcze wspomnieć o jednym rodzaju główek jigowych, z którymi „zaprzyjaźniłem się” podczas ostatnich targów Rybomania w Poznaniu. Kto odwiedził stoisko Berkleya, zapewne widział to na własne oczy.
W sumie nie jestem pewien, czy powinienem nazwać to „główką” czy wręcz „systemikiem”. Uzbrojone jest to to w pojedynczy haczyk (nawet dość mocny, zdecydowanie mocniejszy niż trójkątne główki jigowe!), a od dołu posiada…coś w rodzaju…płetw. I w tym tkwi cała tajemnica owego systemiku! Zarówno podczas podszarpywania przynęty, jak i podczas jej opadania, główka z płetwami wykonuje tak niepowtarzalne kombinacje, że wierzcie mi – sam byłem zdziwiony! Stojąc nad basenem na hali targowej Rybomanii, przecierałem oczy ze zdziwienia. Nigdy, przenigdy nie widziałem przynęty, która miałaby tak nieprzewidywalne ruchy podczas opadu.

„Jaskółki” PowerBait Minnow uzbrojone we wspomniane systemiki FUSION SNAP JIG. Niewiarygodne, jak to pracuje w wodzie! Kto był na Rybomanii i odwiedził stoisko Berkleya – ten wie.

Tak wyglądają w opakowaniu.

Nie będę pisał kocopołów o tym, jakich to ryb nie złowiłem na ten systemik, bo byłaby to nieprawda. Rzeczywistość jest taka, iż na razie nie zabrałem owego cudeńka nad wodę (nie było kiedy, bowiem jest to nowość na 2020 rok, a jeszcze nad naszymi rzekami w tym sezonie nie byłem…) ale jestem pewien, że jeszcze nie raz zobaczycie ten systemik na moich filmach lub przeczytacie o nim w moim artykule. Idę w zakład o każde pieniądze, że będzie to turbo skuteczny patent nie tylko na okonie.
Zastanawiam się, po co wspomniane główki mają na dole zainstalowane dodatkowe oczko i obstawiam dwie możliwości – po pierwsze, aby dowiązać jakąś dozbrojkę (czego nie polecam, bo nie ma większego sensu dozbrajać „jaskółek” – tym bardziej tych w mniejszych rozmiarach) lub po drugie – aby doczepić tam paletkę od obrotówki. I to może być ciekawe rozwiązanie, na pewno spróbuję.

Toniowe prowadzenie „jaskółki” polega na 2-3 krótkich, energicznych podszarpnięciach (najlepiej wykonywać je wyłącznie ruchem nadgarstka), a następnie warto pozwolić na krótki opad. Długość opadu zależy od masy główki jigowej, średnicy plecionki, siły wiatru (który napierając na plecionkę spowalnia opad wabika), tego czy łowimy z zakotwiczonej łodzi lub pomostu, czy z dryfu oraz najważniejsze – od tego, w jakiej warstwie wody szukamy okoni. Tu oczywiście można kombinować i przynętę prowadzić raz bliżej powierzchni, a raz bliżej dna. Po pierwszym braniu zawsze staram się prowadzić „jaskółkę” w tej samej warstwie wody i gdy brania nagle ustają, lepszy skutek przynosi przestawienie łódki gdzieś niedaleko (żerujące okonie podążają za drobnicą), niż próby łowienia w tym samym miejscu, ale bliżej dna. Choć tu też reguł nie ma.
Większość brań następuje w chwili opadania „jaskółki”, choć zdarza się, że w momencie podszarpnięcia następuje atak. To jak poprowadzimy nasz wabik łowiąc w toni, zależy w dużej mierze od naszej wyobraźni.

Z OPADU

Łowiąc tradycyjnie z opadu, czyli obstukując dno używam po pierwsze nieco większych „jaskółek” niż podczas łowienia w toni, a po drugie główek jigowych okrągłych. Przy dnie bardzo często przyłowem są sandacze, a trójkątne główki jigowe są robione na zbyt miękkich – moim zdaniem hakach. Dodatkowo okrągła główka wcale nie zmniejsza ilości brań, choć podczas podbicia nie wykonuje aż takich ewolucji jak ta trójkątna. W tym jednak przypadku łowimy przy dnie, a nie w toni – „jaskółki” są niezwykle skutecznymi przynętami i nie zdziwmy się, jeśli regularnie będą nam się trafiały sandacze.

Okrągła główka jigowa bardzo dobrze sprawdza się przy łowieniu „jaskółkami”. Czasem przy dnie czają się naprawdę piękne garbusy. Ten okoń zaatakował przynętę na głębokim spadku dna, na zbiorniku Klimkówka.

Kolejny pasiak z Klimkówki i on również miał być sandaczem.

Oczywiście nie każdy hak jest wystarczająco mocny, aby wytrzymać dynamiczne zacięcia. Ja przerobiłem kilka firm zanim znalazłem te, których jestem pewien.
Jeśli dajecie sobie radę z łowieniem z opadu (czy to sandaczy, czy okoni), bez problemu poradzicie sobie z łowieniem „jaskółkami”. Łowienie tymi przynętami nie różni się niemal niczym, od tradycyjnego prowadzenia gumowych ripperków i obstukiwania dna. Jedną różnicą jest odchudzenie główki jigowej, czyli zmniejszenie jej masy. Tak jak pisałem na początku tego artykułu – im lżej, tym lepiej. „Jaskółka” w bardzo wolnym opadzie, w pełni ujawnia swoją skuteczność.
Wabik możemy podbijać krótkimi ruchami, wyłącznie z nadgarstka, ale możemy też wybrać dwa metry plecionki i pozwolić na powolne opadanie przynęty. Wszystko zależy od aktywności okoni oraz od głębokości łowiska.

DROP SHOT

Nieczęsto stosuję tę technikę, więc wybaczcie, ale nie będę się zanadto rozpisywał. Być może ktoś z Was ma większe doświadczenie w dropie i gdyby chciał uzupełnić tę część artykułu, to proszę o kontakt – z chęcią dopiszę kolejną część podpisując ją nazwiskiem autora. Ja nie będę tworzył bajek i dorabiał teorii i piszę wprost – moje doświadczenie jest zbyt małe, aby mądralować się w tym temacie…
Wspomnę tylko o tym, iż „jaskółki” są przynętami pierwotnie stworzonymi właśnie do drop shota i trzeba przyznać, iż idealnie się tu spisują. W Internecie znajdziecie mnóstwo filmów (głównie zagranicznych), z których dowiecie się wszystkiego o łowieniu tą techniką oraz o stosowanych przynętach. Ja do dropa mam odrobinę zbyt mało cierpliwości choć zdaję sobie sprawę, iż jest to bardzo skuteczna metoda. Jeśli jesteście jej zwolennikami lub chcielibyście spróbować, na pewno musicie mieć kilka „jaskółek” w pudełku.

„Jaskółki” zostały stworzone do metody drop shot. Mi trochę brakuje cierpliwości do takiego łowienia, jednak nie mógłbym nawet próbować podważać skuteczności dropa.

PRZYNĘTY

Większość moich okoniowych „jaskółek” mieści się w przedziale 7,5 – 10 centymetrów, choć w pudełkach mam też sporo modeli o długości 5cm. Jest też jeden model „jaskółki” znacznie dłuższy, bo aż 14 centymetrowy, który coś w sobie ma i okonie go uwielbiają – ale o tym za chwilę.
Mam dwa ulubione modele „jaskółek” i nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem, bowiem to te same modele, których używam do łowienia sandaczy: Power Bait Minnow oraz Drop Shot Minnow, obie produkowane przez firmę Berkley. O ile w wypadku mętnookiego sięgam po modele 10 cm, to w przypadku okoni zaczynam od 5cm, a kończę na 10cm. Wierzcie mi, że nawet niewielki pasiak nie będzie miał obaw przed atakiem na „jaskółkę” w tym większym rozmiarze, chociaż najczęściej na okonie sięgam po rozmiar 7,5cm. Moim zdaniem jest to najbardziej uniwersalna wielkość.

Niewielki okoń zeżarł cała przynętę…

PowerBait Minnow o długości 10 centymetrów. Okoń mierzył pewnie około 25cm.

Również największe okonie nie mają oporów przed „jaskółkami”…

Ponownie PowerBait Minnow w rozmiarze 10 centymetrów i w moim ulubionym kolorze Smelt. Dla mnie to „jaskółka” nr 1.

Skoro „jaskółka” wygląda w wodzie bardzo naturalnie, stosuję takie właśnie kolory. Ciekawą propozycją jest także fiolet i wszelakie kolorki podobne do motor oil lub herbaty z pieprzem. Dodatkowo zdarza się, że na niektórych zbiornikach doskonale chodzi kolor biały (przykładem takiego zbiornika jest chociażby Czorsztyn), więc uzupełniam kolorki okoniowych „jaskółek” właśnie o biel. Niezbyt często sięgam po jaskrawe barwy, ale to wynika wyłącznie z mojego przekonania, że naturalne kolorki są lepsze – oczywiście nie pozjadałem wszystkich rozumów i mogę się mylić.
Stosuję również gumy z tzw. celownikiem, czyli jaskrawym ogonkiem. Gdy drapieżniki potrzebują dodatkowego bodźca do ataku (np. gdy okonie odprowadzają przynętę, ale jej nie atakują), taki czerwony celowniczek czasem się przydaje. Fajnym patentem jest gwałtowne zatrzymanie przynęty, nawet na kilka sekund – to również może zachęcić garbusa do pożarcia gumowego wabika.

Tak wygląda moje pudełko z okoniowymi przysmakami.

Lubię naturalne barwy przynęt, ale czasem warto mieć też coś z mocniejszym kontrastem. Na zdjęciu „jaskółki” PowerBait Minnow w rozmiarze 7,5cm oraz 5cm.

Drop Shot Minnow w rozmiarze 7,5cm, w pełnej palecie barw. Moi faworyci to 1, 2, 5 i 6 od góry.

Ta sama „jaskółka” – tylko w większym rozmiarze w akcji.

Sporym zaskoczeniem była dla mnie guma Berkley Vamper. Mimo 14 centymetrów długości, nawet średniej wielkości okonie (poniżej 30cm) łykały ją niemal całą. Nie wiem co w sobie ma ta guma, ale ewidentnie smakuje okoniom i to nie tylko moje spostrzeżenie, ale również innych kolegów łowiących Vamperami. Tu muszę jednak wspomnieć, że Vampery mieszkają w moim pudełku sandaczowym, a okonie są po prostu regularnym przyłowem podczas szukania mętnookich.

Nie jestem ekspertem w łowieniu okoni, więc nie mam całej gamy okoniowych przynęt ale uważam, że wiele innych modeli „jaskółek” będzie się dobrze spisywać przy łowieniu garbusów. Ja podałem tylko przykłady tego co mam w pudełkach i śmiało mogę polecić, ale resztę gumowych „jaskółek” musicie wypróbować już sami.

KILKA UWAG

Aby skutecznie łowić „jaskółkami”, warto pamiętać o kilku prostych zasadach. Oczywiście znowu piszę o swoich własnych doświadczeniach, z których możecie skorzystać lub nie. O jak najlżejszym zbrojeniu tych przynęt już napisałem. Drugą ważną rzeczą jest stosowanie stosunkowo krótkich haków. Nawet do 14 centymetrowego Vampera nie używam dłuższych haków nić 4/0. „Jaskółki” mają to do siebie, że drapieżniki rzadko szczypią za ogonek – albo biorą, albo nie. Bardzo często atakują „jaskółeczkę” od strony głowy, ewentualnie łapią w połowie, więc do przynęty o długości 10cm w zupełności wystarczy hak 4/0. Do mniejszych modeli oczywiście stosuję haki mniejsze.

Podczas łowienia „jaskółkami” nie stosuję długich haków.

Nawet niewielki okoń poradzi sobie z przynętą o długości 10 centymetrów, a przecież szukamy okoni większych.

Lubię łowić wędkami szybkimi, a już na pewno łowiąc na przynęty gumowe. Do szukania sporych okoni używam kija Abu Garcia Mass Beat II o ciężarze wyrzutu 7-24 gramy i wierzcie mi, że ten kijaszek wcale nie jest za mocny.

Wczesną wiosną prym wiodą najmniejsze z „jaskółek”, bowiem przy brzegach sporo jest narybku.

Wiele osób pyta mnie o to, w jaki sposób dozbrajam „jaskółki”. Otóż nie dozbrajam ich wcale! Tak jak napisałem przed chwilą – drapieżniki raczej nie podskubują ogonków w tych przynętach, więc główka jigowa na niezbyt długim haku wystarcza. Ponadto dozbrajanie przynęt okoniowych moim zdaniem nie jest konieczne – garbus ma sporą japę i jeśli chce, to bez problemu łyka dużą przynętę. Dodatkowe dozbrojki są zatem całkowicie zbędne.

Wielu moich kolegów, bardzo skutecznych łowców okoni maluje główki jigowe na różne kolory i zauważyłem, że bardzo często jest to barwa bordowa lub fioletowa. Czy podnosi to ilość brań? – tego nie wiem…ale być może. Ja jedynie nie przepadam na nowymi i błyszczącymi główkami ponieważ uważam, że może to płoszyć ryby, zawsze więc staram się je zmatowić – najlepiej w tym celu wyjąć je z torebki i schować na tydzień czy dwa do pudełka ze starymi główkami. To powinno pomóc.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki

 

 

Komentarze